Przypomnijmy, jak się rzecz miała. 14 września w białogardzkim szpitalu matka w 36 tygodniu ciąży urodziła dziewczynkę. Rodzice nie wyrazili zgody na szczepienia, podanie witaminy K i umycie. W ciągu kilku godzin lekarz ze szpitala powiadomił Sąd Rodzinny, a ten z kolei w ciągu doby ograniczył władzę rodzicielską, jeśli chodzi o zgodę na zabiegi medyczne. "Najprawdopodobniej było to tymczasowe zarządzenie zabezpieczające na czas rozprawy. Myślę, że Sąd był zaniepokojony tym, co dzieje się z dzieckiem. Poza tym każde orzeczenie jest zaskarżalne." - powiedział nam Waldemar Leszczyński - Sędzia Sądu Rodzinnego, Przewodniczący III Wydziału ds. Rodzinnych i Nieletnich w Augustowie - "Sądom zarzuca się albo nadmierną ingerencję albo bezczynność" - dodał.
Z kolei przedstawicielka Stowarzyszenia STOP NOP Justyna Socha tak relacjonuje wydarzenie: "Sąd przyjechał do szpitala i tam odbyło się posiedzenie. Wiem od rodziców, że w ogóle nie wysłuchano argumentów matki. Podczas posiedzenia nie pozwolono rodzicom zadawać pytań lekarzom i mieć pełnomocnika. Działo się to bardzo błyskawicznie. Z tego, co wiem, nawet ojciec nie był powiadomiony, że będzie to posiedzenie i dojechał w ostatniej chwili. Rodzice dziecka są strasznie traktowani – kompletnie nie bierze się pod uwagę ich zdania."
Po godzinie od otrzymania orzeczenia, rodzice na własną rękę opuścili szpital wraz z dzieckiem. Szpital powiadomił policję, przed którą rodzice musieli się ukrywać. Niektóre media pisały nawet o porwaniu.... "To nie było porwanie" - powiedział z naciskiem Sędzia Waldemar Leszczyński - "Jak rodzic może porwać własne dziecko?!"
Pełnomocnik rodziców wniósł o uchylenie nadzoru kuratora, żeby rodzice mogli spokojnie wrócić do domu. Sąd przychylił się do wniosku. "Myślę, że Sąd kierował się dobrem dziecka. Uznał, że w danej chwili nie dzieje mu się krzywda i dlatego uchylił wcześniejsze zarządzenie" - skomentował Sędzia Waldemar Leszczyński.
Rozprawa jest w toku. Następne posiedzenie ma odbyć się 13 października.
W wielu państwach Europy Zachodniej rodzice mają o wiele mniej do powiedzenia, jeśli chodzi o wychowywanie dziecka i o wiele szybciej bierze się ich pod tzw. "lupę". Polska wydawała się dotychczas oazą spokoju w tej kwestii. Czy teraz powoli zaczyna się to zmieniać? Miejmy nadzieję, że przypadek z Białogardu pozostanie odosobnionym, a władza rodzicielska będzie władzą miłości, którą mogą dać tylko rodzice, a nie nawet najbardziej idealni urzędnicy.