Zawsze chciałam tę mowę usłyszeć. Jako dziecko nasłuchiwałam czy kot, pies, kucyk przemówią do mnie w Wigilię. Pies spał, kot tylko cicho przemknął, a kucyk parsknął i zastrzygł uszami.
Otaczała mnie cisza. To, co pamiętam z Wigilii (oprócz prezentów oczywiście) to właśnie cisza i... lekkie rozczarowanie, że na mowę zwierząt będę czekała kolejny rok.
Tradycyjne kartki świąteczne ukazują często żłóbek z Dziecięciem, Maryję, Józefa, pastuszków i zwierzęta. Wszyscy tu milczą. Niegdyś wydawało mi się to trochę sztuczne. Jak kobieta rodzi, to krzyczy, jak się dzieciak urodzi, płacze, jak nie ma w co dziecka odziać, to Józef się denerwuje...
Wół, osioł i owce stoją nad paśnikiem i w milczeniu żują siano. Nie ryczą, nie beczą, nie dokazują. Czy może ich milczenie jest tym ludzkim głosem, którego od wieków dzieci w swej naiwności (?) w wieczór wigilijny wyczekują?
Może głos ludzki to nie kakafonia próśb, gróźb i czczych obietnic, które sobie na co dzień składamy? Może jedyny ludzki głos to milcząca akceptacja w miłości do wszystkiego, co nas otacza, czy to żłób, czy siano, czy dach dziurawy, czy bliźni miły czy paskudny jak osa. Może to właśnie jest ludzki głos, jedyny i tak cichy, że słychać płatki śniegu spadające na ziemię...