Skąd pomysł na tkanie? Zajmowała się tym, jak czule mówi Pani Sabina, Mamusia. To od niej nauczyła się podstaw. Wiele lat później, kiedy wyszła za mąż, a synek miał niewiele ponad rok, zaszczepiona w dzieciństwie pasja przypomniała o sobie. Najpierw w postaci robótek na drutach, skarpet, rękawic, a potem, dzięki sąsiadce i otrzymanemu od niej krosnu, także tkaniu na zamówienie. Z uśmiechem prezentuje własnoręcznie wykonane kapy na łóżko. Kiedyś modne były „plastikowe”, ze sztucznych tkanin, z wiskozy. Sprzedawało się prawdziwą, tak dziś cenioną wełnę, by kupić motek sztucznej! Obecnie, w dobie mody na ekologię, znowu w cenie są naturalne materiały. Otrzymywaną od przyjaciół i znajomych wełnę Pani Sabina myje w gorącej wodzie, bez żadnych detergentów, ewentualnie z odrobiną specjalnie do tego celu przeznaczonego płynu. Po wysuszeniu i wstępnym jej przebraniu, należy zawieźć ją do gręplarni, gdzie zostanie wyczesana i zawinięta na wałek. Z takiego wałka, w XXI wieku, bohaterka naszego tekstu, na muzealnym wrzecionie, przygotowuje nici. Gotowe- w zależności od przeznaczenia, skręca podwójnie lub nie, a wszystkie poddaje farbowaniu. W wielkim, emaliowanym garnku lub w parniku gotuje czystą już wełnę z octem i specjalnymi barwnikami, które sprowadza z Józefowa. Teraz czas na najważniejsze- tkanie. Wymaga to precyzji, cierpliwości, ale także siły rąk i ...nóg. Wykonanie kapy zajmuje Pani Knoch około miesiąca, choć zdarzało się i dłużej – np. na zamówienie muzeum. Na każdym kilimie wśród wzorów można znaleźć rok wykonania oraz inicjały artysty. Pani Sabina wesoło opowiada, że znając wartość ręcznej pracy i trud w nią włożony, przechowywała nawet stary, podziurawiony już i zniszczony codziennym użytkowaniem, ale wykonany przez Mamusię, kilim. Dostrzegła go pewnego razu turystka, która była przejazdem i spytała, czy mogłaby go dostać. Pani Sabina oczywiście się zgodziła ale była ciekawa, do czego może służyć tak zniszczony już wyrób? Okazało się, że zostanie opisany, oprawiony w ramki i ozdobi dom szczęśliwej obdarowanej.
Współcześnie krosna zastąpione zostały przez przemysłowe szwalnie, tradycja wciąż przekazywana jest z pokolenia na pokolenie, ręczne wyroby zachwycają wiele osób, a synowe chętnie chłoną tajemną wiedzę pani Sabiny. Nie tylko one zresztą, bo Pani Knoch prowadziła już wiele kursów w lokalnych ośrodkach kultury. Może także pochwalić się wieloma nagrodami, w tym pierwszego stopnia za własnoręcznie utkany sejpak.